sobota, 2 listopada 2013

Jasiński, Nowacki, Rybb - Miś Zbyś na tropie: Lis, ule i miodowe kule

No i stało się. Pierwszym komiksem mojej młodszej córki (3 lata, 5 miesięcy) stał się nie kultowy Gucio i Cezar (Wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2011) ale „Miś Zbyś na tropie: Lis, ule i miodowe kule” autorstwa Macieja Jasińskiego (rysunki), Piotra Nowackiego (scenariusz) i Norberta „Rybba” Rybarczyka (kolorystyka). Czytany obowiązkowo co wieczór od jakichś dwóch tygodni…

Prościutka historyjka sensacyjno-kryminalna o przygodach pary przyjaciół – detektywa Misia Zbysia i jego asystenta borsuka Mruka - idealnie trafia do najmłodszych dzieci. Czegoż więcej potrzeba trzylatkowi? Proste dialogi, wyraziści bohaterowie i klarowna, wartka akcja. Raz na jakiś czas pojawia się większa plansza pełne szczegółów, zachęcająca dzieciaki do uważnego wyszukiwania zabawnych szczegółów czy odnajdywania w tłumie trzecioplanowych postaci uciekającego przed naszymi bohaterami złodziejaszka Lisa.  [Tu jest! Tu jest!  Młodsza nie może się powstrzymać, przed wskazaniem paluchem rudego złoczyńcy. Czasem powstrzymać się nie może i Starsza].

Takie planszowe niespodzianki bardzo lubimy, będąc fankami wszelkiego rodzaju szczegółowych obrazkowców w stylu serii o Ulicy Czereśniowej autorstwa R.S. Berner, Miasteczka Mamoko A.D. Mizielińskich (wyd. Dwie Siostry), czy serii o torcie The Tjong-Khinga (wyd. Ene Due Rabe) (swoją drogą, moje skojarzenia (jakkolwiek luźne) podczas lektury Misia Zbysia nieuchronnie zwracały się ku „Gdzie jest mój tort” J)

Przyznam się że tytuł komiksu budził moją najwyższą niechęć. Kojarzył mi się z tymi niezliczonymi sztampowymi produktami popkulturowej papki dla dzieci, jakich pełno na naszym rynku. Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne. Misiowy Zbysiowi i borsukowi Mrukowi nie brak charakteru,  rysunki są wyraziste i bezpretensjonalne a dialogi na tyle dowcipne, by je mogli docenić i mniejszy oglądający i starszy czytający.

To kolejny przepięknie wydany przez Kulturę Gniewu  w serii „Krótkie Gatki” komiks dla dzieci. Moim zdaniem może nawet i za pięknie wydany. Zaakceptowałabym obniżenie poligraficznych standardów przy jednoczesnym obniżeniu ceny… Dzieciaci fani i znawcy powieści obrazkowych pewnie są skłonni zapłacić te 39,90 PN bez mrugnięcia okiem, ale obawiam się dla przeciętnego rodzica ta cena może się okazać zbyt wysoka...


Tytuł: Miś Zbyś na tropie: Lis, ule i miodowe kule
Scenariusz: Maciej Jasiński
Rysunki: Piotr Nowacki
Kolor: Norbert Rybarczyk
Wydawca: Kultura Gniewu (seria: krótkie gatki), Warszawa 2013
Cena: 39,90 zł


[Zdjęcia ilustracji pochodzą ze strony Wydawcy - www.kultura.com.pl]
Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za  egzemplarz książki.

środa, 3 lipca 2013

Shaun Tan - Opowieści z najdalszych przedmieść



 „Opowieści z najdalszych przedmieść” łatwo zapomnieć się nie da. Zapadają w pamięć głęboko i zdradliwie jak najbardziej odjechane sny, jak bezkresne fantasmagorie dziecięcego umysłu. A Wy pamiętacie swoje sny z dzieciństwa? Iluzje, własne mity, straszne opowieści szeptane pod kołdrą przerażonemu kuzynowi? Do pewnego wieku wyobraźnia dziecka nie zna żadnych ograniczeń... Cokolwiek byśmy już sobie nie wyobrażali jako ludzie dorośli, to już nie jest TO. Nie ma tej intensywności, autentyczności, paradoksalnej „realności”. Jest pozbawione życia.



A „Opowieści z najdalszych przedmieść” właśnie taki intensywny posmak utraconej bezpowrotnie pierwotnej fantazji posiadają. Ba, nie zdziwiłabym się, gdyby Shaun Tan tych piętnaście króciutkich opowiadań nie napisał w szkolnym zeszycie trzydzieści lat temu…

 
Światy tworzone przez Autora to najbardziej fascynujące obrazy, jakie dane mi było ostatnimi laty oglądać. Bardzo poetyckie, charakterystyczne, choć różnorodne – Shaun Tan nie ogranicza się bowiem do jednego stylu. Są surrealistyczne, komiksowe szkice, zabawa formą (linoryt, ilustracja prasowa, ilustracja „dziecięca”), czy wreszcie poważne, realistyczne obrazy, które mogłyby z powodzeniem wisieć w najlepszych galeriach malarstwa na świecie.

Do tej  pory znałam Shauna Tana jako autora „Przybysza” – niesamowitej powieści graficznej (o której wkrótce...). Z wielką przyjemnością odkryłam, że potrafi On czarować nie tylko obrazem, ale i słowem.
 
Shaun Tan pochodzi z Australii. Wychowywał się w rodzinie wielokulturowej – Jego ojciec był chińskim imigrantem, matka miała irlandzkie korzenie. Jego książki doczekały się przekładów na wiele języków i zdobywają liczne nagrody literackie i graficzne, a On sam jest obecnie jednym z najbardziej uznanych ilustratorów na świecie. W 2007 r. New York Times uznał „Przybysza” najlepiej ilustrowaną książką roku. W 2011 r. Tan otrzymał nagrodę im. Astrid Lindgren, nazywaną noblem w dziedzinie literatury dla dzieci. W tym samym roku odebrał również statuetkę Oscara za najlepszy krótkometrażowy film animowany („Lost thing”, na podstawie Jego książki).


Zarówno „Opowieści z najdalszych przedmieść” jak i „Przybysz” ukazały się w Polsce nakładem komiksowego wydawnictwa Kultura Gniewu. Mam ogromną nadzieję, że na tych tytułach się nie skończy…

 
Tytuł: Opowieści z najdalszych przedmieść
Tekst / ilustracje: Shaun Tan
Przekład: Magdalena Koziej
Wydawnictwo: Kultura Gniewu, warszawa 2013
Cena: 39,90 PLN
Do kupienia tutaj
 
[Zdjęcia ilustracji pochodzą ze strony Wydawcy - www.kultura.com.pl]

środa, 15 maja 2013

Joanna Olech / Edgar Bąk - Kto ty jesteś?




„Kto ty jesteś” Joanny Olech i Edgara Bąka to fantastyczny projekt przybliżający dzieciom pojęcie patriotyzmu w niezwykle prosty i nowoczesny sposób. Do niedawna modelem patriotyzmu powszechnie obowiązującym był ten z "Katechizmu polskiego dziecka" Bełzy. Jakby nie było, minęło ponad 100 lat i najwyższa już pora przestać myśleć o miłości do własnego kraju w kategoriach męczeńskiej śmierci.



Czym jest patriotyzm? W jaki sposób mogę wspierać swój kraj na co dzień i dlaczego akurat w taki, a nie inny sposób? „Kto ty jesteś” nie ogranicza się do podania gotowych odpowiedzi, ale prowokuje do zadawania kolejnych pytań. Książka zaprojektowana jest w taki sposób, że jest niemalże gotowym materiałem na warsztaty – zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych.


Bardzo współczesne podejście do wcale nie łatwego tematu wymagało nie mniej współczesnej, bardzo minimalistycznej oprawy graficznej. Plansze Edgara Bąka idealnie współgrają z hasłami Joanny Olech. Bardzo czytelne, ale nie dosłowne. Grafika w najlepszym wydaniu. Nie mogło być inaczej, wszakże to publikacja wydawnictwa Wytwórnia…


Z wielką przyjemnością obserwowałam, jak duży wpływ wywarły na moją córkę takie właśnie warsztaty zorganizowane przez Wytwórnię oraz Nowy Teatr w warszawie, prowadzone przez Autorów.  Niekończące się pytania, rozmowy, podawanie przykładów, plan nauczenia się wreszcie całego Mazurka Dąbrowskiego J. Ja sprytnie zaczęłam korzystać z formuły zaproponowanej przez Joannę Olech do realizacji typowo rodzicielskich interesów. Wystarczy w odpowiednim momencie rzucić frazę „Jem cały obiad – jestem patriotką” lub „Myję porządnie zęby…” itp. I wiecie co? To działa ;) 



Tytuł: Kto ty jesteś?
Tekst: Joanna Olech
Ilustracje: Edgar Bąk
Wydawnictwo: Wytwórnia, Warszawa, 2013,
Cena: 35 PLN
Do kupienia tutaj

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Heekyoung Kim / Krystyna Lipka-Sztarbałło - Dokąd iść? Mapy mówią od nas


Dawno nie czytałam tak niezwykłej książki. Wydaje się być zbyt trudna dla dzieci, ale to książka, która „rośnie” razem z czytelnikiem, stanowiąc źródło inspiracji na wiele, wiele lat.  Lektura „Dokąd iść? Mapy mówią do nas” to ogromna przyjemność odkrywania kolejnych poziomów tekstu i grafiki, ukrytych sensów i odwołań. 

„Dokąd iść? Mapy mówią do nas” to niezwykła podróż przez wieki opowiedziana przy pomocy map. Różnorodność wizji świata i tematyki skłania do zastanowienia się nad wieloma aspektami rzeczywistości. Mapy, modele, schematy są nierozłącznym elementem naszego życia. Pomagają nam znaleźć określony cel, określić samych siebie poprzez odniesienie do tego, co nas otacza, poznać i zrozumieć świat. Mapy pokazują to, co najważniejsze… Mapy mówią wiele o nas samych.

Szlachetne szarości, ciepłe żółcie, przyćmione barwy sepii w przepięknych rysunkach Krystyny Lipki-Sztarbałło podkreślają kartograficzną tematykę książki, idealnie współgrając z tekstem. Ilustracje są tu tak samo różnorodne, jak opisywane mapy. I podobnie jak tekst skłaniają do refleksji.
Głęboko w pamięć zapada stojący na głowie chłopiec, ilustrujący fenomen dwunastowiecznej mapy Al Idrisiego, postać azjaty z zaznaczonym schematem krwiobiegu, jakby żywcem wzięty ze starożytnego zwoju traktującego o ludzkiej anatomii, czy szlachetny minimalizm miejskiego metra*.

Ze strony na stronę rośnie mój zachwyt nad graficzną formą książki. Nie bez przyczyny wizja K. Lipki-Sztarbałło została doceniona chociażby przez Jury konkursu CJ Picture Book Award w 2011 r.: „Dokąd iść. Mapy mówią do nas” zostało uznane za jedną ze stu najpiękniejszych książek na świecie.
Tytuł: „Dokąd iść? Mapy mówią od nas”
Tekst: Heekyoung Kim
Ilustracje: Krystyna Lipka-Sztarbałło
Tłumaczenie: Jiwone Lee
Wydawnictwo: Entliczek, Warszawa 2012
Cena regularna: 34 PLN (aktualnie na stronie wydawnictwa książka jest dostępna w promocyjnej cenie 28,90 PLN)

*Właśnie schemat warszawskiego metra (nędzne dwie linie, w tym budowa tej drugiej wszak dopiero co się zaczęła!) w porównaniu ze schematami sieci metra innych stolic wzbudził wielkie oburzenie mojej starszej córki. Jak to??? Dlaczego?? To niesprawiedliwe! Praga ma 3 linie, a Paryż 16 linii… Były prawdziwe łzy, krzyki i tupania. Na nic zdały się moje tłumaczenia, przybliżanie sytuacji historyczno-politycznej Polski w XX wieku, mające na celu usprawiedliwienie tego skandalicznego stanu rzeczy. Pomogło jedno – jasne określenie celu: „Narysuj swoja własną mapę sieci warszawskiego metra. Jak powinna wyglądać?”. Poniższy obrazek dedykuję odpowiednim władzom…

Tekst pierwotnie opublikowany na blogu Wielokropek.com.pl

wtorek, 16 kwietnia 2013

Józef Wilkoń - Kici kici miau


[Jak już mam J. Wilkonia na tapecie, to powrzucam sobie swoje wielokropkowe recenzje Jego książek...]
Półroczna Janka dostała wyjątkowy prezent. To Jej pierwsza prawdziwa książka, przeznaczona do czytania, a nie do gryzienia. Moja córka, na samym starcie otrzymała książkę autorstwa Józefa Wilkonia! Przyjmuję to za dobry omen :)))

Józef Wilkoń to niekwestionowany mistrz polskiej grafiki ilustracyjnej. W ciągu ostatnich 50 lat zilustrował już chyba ponad dwieście książek – sporą część wydawnictw zagranicznych.  „Kici kici miau” to książeczka niezwykła – nie tylko dlatego, że zilustrował ją właśnie Wilkoń, ale wyjątkowo jest on także autorem tekstu.  Podobnie jak ilustracje, niezwykle prostego.
Rzecz jest o małym kotku, a nikt tak jak Wilkoń kotów nie rysuje… Skoro potrafi tak fantastycznie oddać złożony charakter kota w kilku pociągnięciach pędzla, musi na meandrach kociej osobowości znać się doskonale. Wszak w skoncentrowanej na świecie zwierzęcym twórczości Wilkonia koty zajmują niezwykle ważną pozycję…
Lektura tej skromnej (ale jakże wielkiej ;)) książeczki sprawiła mi wiele radości i wzruszenia. Takie książki pamiętam z własnego dzieciństwa  –  proste, nie przytłaczające odbiorcy ani treścią, ani ilustracją, oferujące małemu czytelnikowi sztukę na najwyższym poziomie. Dobrze, dobrze – zdaję sobie sprawę z tego, że daję się tu ponieść sentymentalizmowi wieku średniego. Przecież nie jest możliwe, by w latach 70. i 80. wydawano same dobre książki dla dzieci! Mam jednak ogromną nadzieję, że moje córki za 30 lat będą miały podobne wspomnienia…
Z ostatniej chwili: Zuzia mówi „Mamo, napisz, że to nie szkodzi, że te rysunki są takie mało kolorowe, bo one są ładne!”
Tytuł: Kici kici miau
Tekst i ilustracje: Józef Wilkoń
Wydawnictwo: Hokus-Pokus, Warszawa, 2009

Tekst pierwotnie opublikowany na blogu Wielokropek.com.pl

niedziela, 14 kwietnia 2013

WILKONIE - Józef Wilkoń w Domu Artysty Plastyka

Jeszcze  do 21 kwietnia można obejrzeć fanastyczną przekrojową wystawę twórczości Józefa Wilkonia w warszawskiej Galerii Domu Artysty Plastyka na ul. Mazowieckiej 11a. Grafiki, mniejsze lub większe rzeźby, a nawet gobelin wg projektu Artysty. Papier, drewno, metal. Konie, ryby, koty, patki, smoki. Jeden Don Kichote z dziwnie swojsko wyglądającycm Sancho Pansą. Józefa Wilkonia rekomendować specjalnie nie trzeba - to marka sama w sobie. Wystawa"Wikonie" to dla mnie bezdyskusyjne artystyczne wydarzenie roku 2013.













Agata Królak - Ciasta, ciastka i takie tam





Nie przepadam za gotowaniem, ale pieczenie ciast, to już zupełnie inna bajka. Kojarzy mi się z moją Babcią.  Z ciepłem, bezpieczeństwem i ogólnym błogostanem. Sentymentalną podróż do smaków i zapachów dzieciństwa zapewnia nam niezwykła książka kucharska autorstwa Agaty Królak.


Jako beznadziejne przypadki łasuchów lubimy sobie z Zuzią czasem poumilać życie i spędzić wieczór przy piekarniku. Ciasta, ciasteczka, pierniczki, muffiny. Córka zachwycona, że słodko, że z Mamą, no i że dorosłe zajęcie, matka zachwycona, że słodko, że z Córką, no i że w sumie sielsko-anielsko się zaraz robi w domu. Ojciec/Mąż zachwycony, że ma chwilkę spokoju, i że zaraz pod nos podetkną mu coś pysznego.

„Ciasta, ciasteczka i takie tam” Agaty Królak to bardzo specyficzna książka kucharska poświęcona produkcji wszelkiego asortymentu wypieków słodkich. To nie jest zwykła książka kucharska. To wariacja na temat „świętego zeszyciku z przepisami” –  zbieranego przez lata spisu najlepszych potraw autorstwa rodziny i przyjaciół, istniejącego często w postaci wyświechtanego zeszytu w linię w niebieskiej okładce (lata 80.), gdzie na poplamionych stronach widniały zapiski kulinarne naszych mam, babć, cioć.

Autorka zebrała wśród swoich bliskich najlepsze, kultowe przepisy na słodkie wypieki, nadała im formę notatek wystukanych żmudnie na maszynie do pisania. Mamy tu różnego rodzaju odręczne zapiski, rekomendacje, uwagi, niedbale nabazgrolone rysunki, pomysłowe kolaże i zdjęcia z dzieciństwa Autorki i jej znajomych. Bardzo nam się to wszystko podoba i kusi do wypróbowania wszystkich przepisów (nie wspominając o radosnej twórczości plastycznej poświęconej łakociom).
Reasumując: Lektura obowiązkowa dla łasuchów-sentymentalistów, zwłaszcza na tę porę roku. Fajny pomysł na prezent [Nigella i Jamie mogą się schować :))].
Tytuł: Ciasta, ciastka i takie tam
Tekst i ilustracje: Agata Królak
Wydawnictwo: Dwie Siostry, Warszawa 2011
Cena: 35 PLN

Tekst opublikowany pierwotnie na blogu Wielokropek.com.pl

sobota, 13 kwietnia 2013

Akcja animacja!




W polskim filmie animowanym  wreszcie coś zaczyna się dziać. Filmowcy wzięli się za współczesną polską literaturę dla dzieci!


Co równie ważne, twórcy filmów korzystają z oryginalnych projektów postaci, nie poprawiając niepotrzebnie wizerunku naszych ulubionych bohaterów. Sama animacja jest tu zresztą dość oszczędna – nie stara się przytłumić, czy ulepszyć projektów ilustratorów, lecz tworzy z nimi spójną całość. To po prostu ożywione książki.  Ale jak ożywione! Mamy tu często świetny dubbing, genialną muzykę, magiczną atmosferę. Mam ogromną nadzieję, że te trzy opisane przez mnie projekty przekonają Was, że film animowany nie musi być 3D, żeby być nowoczesną animacją na światowym poziomie.
W Łodzi, w studiu ANIMA-POL trwają prace nad animowanym serialem pt. „Pamiętniki Florki”, wg. Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel z ilustracjami Jony Jung. Opiekę artystyczną nad projektem objął Stanisław Lenartowicz (tworzył m. in. polską wersję Ulicy Sezamkowej).
To będzie zdecydowanie wesoły, kolorowy, przyjazny maluchom świat  – dzięki prostej, dynamicznej animacji 2D na podstawie rysunków Jony Jung, serial zdaje się świetnie wpasowywać w estetykę najmłodszych widzów.

Już niedługo będziemy mogli również cieszyć się serialem „Basia!” (reż. Marcin Wasilewski) opartym na mojej ukochanej serii pod tym samym tytułem, autorstwa Zofii Staneckiej i Marianny Oklejak.  Produkcją serialu zajmuje się prężna trójmiejska Grupa Smacznego, która już jakiś czas temu udostępniła zwiastun serialu w sieci, zaostrzając tym samym nasz apetyt na danie główne!
Jakość komputerowej obróbki, kolory, prosta muzyka i sposób narracji – mamy wreszcie swój odpowiednik Świnki Peppy czy Świata Małej Księżniczki – o ile się nie mylę, takich filmów dla dzieci w Polsce jeszcze nikt nie robił…
Jeśli jeszcze nie trafiliście na trailer Basi, to obejrzcie go koniecznie!














Rybak na dnie morza” (reż. Leszek Gałysz) to niezwykły krótkometrażowy film na podstawie książki Agnieszki Taborskiej z ilustracjami Józefa Wilkonia. Autorzy aktywnie uczestniczyli w procesie powstawania filmu, co zawsze stanowi dodatkową gwarancję jakości projektu. Nie można tu pominąć fantastycznej muzyki Michała Górczyńskiego.
Książka, niestety, nigdy nie opublikowana w Polsce (oryginalnie została wydana  w Niemczech, potem w Korei Płd.) Jest to historia rybaka to wariacja na temat bajki o złotej  rybce, tyle, że tym razem, to Rybak musi spełnić 3 życzenia rybki. Podążając  za rybką  w głębiny morza poznaje niesamowity (ale i dziwnie znajomy) świat podwodnych stworzeń.

Zresztą zobaczcie sami trailer
„Rybaka na dnie morza” wyprodukowała warszawska Kuchnia Filmowa. Film jak na razie obejrzeć można na różnych festiwalach filmowych (zarówno polskich, jak i zagranicznych).
Rozwój wszystkich trzech projektów jest współfinansowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.
To jeszcze nie koniec niespodzianek. Anima-Pol pracuje również nad projektem serialu „Rodzina Miziołków” (oczywiście wg. książki Joanny Olech) a warszawskie studio Human Ark – nad „Kacepriadą” (na podstawie książek Grzegorza Kasdepke).

Czekamy z niecierpliwością na rezultaty i trzymamy kciuki za kolejne projekty!


Tekst pierwotnie opublikowany na blogu Wielokropek.com.pl

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Zofia Stanecka / Marianna Oklejak - "Basia i opiekunka"


Ufff… wreszcie udało nam się zdobyć ostatnią cześć Basi. Trochę nam to zajęło, ale jest! Zuzia – wielbicielka Basi już skacze do góry, nogami przebiera – czytaj, matka, czytaj! No to już! Trzeba rzucić wszystko w  kąt, machnąć ręką na nieugotowany obiad,  zgarnąć po drodze marudzącą młodszą i jazda na kanapę.


Bycie aktywną zawodowo matką trójki dzieci, to nie lada wyczyn (z doświadczenia wiem, że i dwójka wystarczy;)). Dlatego mama Basi postanawia znaleźć opiekunkę, która pomogłaby czasem przy opiece nad dziećmi. Basi się ten pomysł oczywiście nie podoba. Ale nie jest łatwo ignorować tak nieszablonową opiekunkę jak Ola i jej towarzysz Kret.

Jak każda część serii o Basi tę połyka się w ciągu 10 minut z wielką przyjemnością i dla ucha, i dla oka. Ileż razy już pisałam peany na cześć duetu Stanecka & Oklejak – możecie sprawdzić sami (Basia - seria,Basia i bałagan, kultowa u nas część Basia i taniec oraz Basia i kolega z Haiti, nie wspominając o animowanym serialu o przygodach Basi).

Urocza, charakterna bohaterka, jej nie mniej barwna rodzina (oraz żółw), otaczający ich, jakże znajomy nam, czytelnikom, świat w ujęciu energicznych, i dowcipnych grafik Marianny Oklejak. Większe i mniejsze dziecięce problemy (ale zawsze bardzo życiowe) ujęte umiejętnie, z szacunkiem, ale i z humorem. Piękna kompozycja tekstu i ilustracji oraz zastosowanie staroświeckiego fontu á la maszyna do pisania. Za to kochamy Basię. I jeszcze za to, że czytanie Basi zawsze sprawia taką samą frajdę i małemu, i dużemu czytelnikowi.

Ale uwaga! Zauważyłam niebezpieczny wpływ serii na moją córkę :). Zuzka zaraża się co rusz pomysłami z różnych „Baś”. I tak między innymi od dwóch lat pomyka na balecik, koniecznie chce mieć żółwia, no a teraz – masz babo placek – zażyczyła sobie opiekunki. Nawet łaskawie obiecała się do niej dołożyć (!) :))
Tytuł: Basia i opiekunka
Tekst: Zofia Stanecka
Ilustracje: Marianna Oklejak
Wydawnictwo: EGMONT, Warszawa, 2011
Cena: około 15,00 PLN

Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Wielokropek.com.pl

Zofia Stanecka / Marianna Oklejak - "Basia i bałagan"


Ręka do góry, czyje dziecko zazwyczaj dzielnie sprząta po zabawie, a w pokoiku dziecięcym  panuje porządek jak na zdjęciu z magazynu wnętrzarskiego… Oj, nie widzę żadnych rąk. No właśnie… Dziecko równa się bałagan. Jakkolwiek byśmy nie przypominali, namawiali i prosili bałagan jest ZAWSZE – tylko raz jest większy (przed sprzątnięciem), a raz mniejszy (po sprzątnięciu). Ale jest.


W rodzinie Basi jest jasny podział obowiązków. Wyznacza go plan zajęć domowników wiszący na lodówce. Każdego dnia Basia ma inne rzeczy do zrobienia. Niektóre bardziej, inne mniej przyjemne. Zasadniczo dziewczynka chętnie wypełnia swoje obowiązki,  lecz, jakimś dziwnym trafem, zawsze skutkuje to zrobieniem nadprogramowego bałaganu. Właśnie bałagan jest przerażającym Basię żywiołem, który zawładnął jej pokojem. „Otaczał ją bałagan, z którym – była tego pewna – nigdy nie da sobie rady” …
Sprzątanie własnego pokoju należy do tych czynności, których Basia nie znosi. Nie ma na nie ochoty. „Obowiązki właśnie na tym polegają, że wykonuje się je zawsze, a nie tylko wtedy, kiedy ma się na to ochotę” tłumaczy mama i rusza Basi na odsiecz. Podtrzymując Basię na duchu (porady niemal taoistyczne, w stylu „najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku…”) pomaga jej w porządkach. Ale, ale… Nie dość, że szanowna rodzicielka odwala większość pracy, to jeszcze w nagrodę robi dla nich obu kogel-mogel. Niezbyt mi się to wydaje wychowawcze. Dziękuję pięknie paniom  Autorkom – moje dziecko nie pamięta mądrych rad mamy Basi – domaga się za to nieustannej pomocy w sprzątaniu i kogla-mogla….
A tak na serio – mam wrażenie, że opisane w tej części serii przygody Basi mogą pomóc dorosłym spojrzeć na kwestię porządku oczami kilkuletniego dziecka. Zbyt często oczekujemy, że nasze dzieci zrobią coś równie dobrze jak my. A wracając do kwestii bałaganu – każdy wie, że bałagan robi się SAM…
Tytuł: „Basia i bałagan”
Tekst: Zofia Stanecka
Ilustracje: Marianna Oklejak
Wydawnictwo: LektorKlett, Poznań 2009 (*Obecnie Basię wydaje wyd. Egmont)

Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Wielokropek.com.pl

niedziela, 7 kwietnia 2013

Zofia Stanecka / Marianna Oklejak - "Basia i taniec"



Wiosną 2010 r. ukazały się jednocześnie dwie nowe części serii o Basi – „Basia i taniec” oraz ”Basia i pieniądze”. Obie książki zostały przez nas od razu zakupione, jako lektury obowiązkowe. Na pierwszy ogień poszła „Basia i taniec” i zdecydowanie bardziej spodobała się mojej córce.


Bardzo przyjemna historyjka o tym, że nigdy nie jest za wcześnie (lub za późno) na odnalezienie nowej pasji w życiu. Jak sam tytuł wskazuje Basia znajduje nowe hobby – taniec. Jaki taniec? Oczywiście ten, którym zachwyca się KAŻDA mała dziewczynka, a do którego prześliczne, różowe akcesoria stanowią produkt wielce pożądany. Balet, rzecz jasna. Nawet stąpającą mocno po ziemi Basię dopadła obsesja tiulowego tutu i różowych baletek. Cóż, etap fascynacji różem i baletem przechodzi chyba każda, nawet książkowa dziewczynka.

A jak to się wszystko zaczęło? Ot, mama Basi zamarzyła sobie lekcje flamenco, a że w tym samym terminie w szkole tańca odbywają się też zajęcia baletu dla dzieci, postanawia zapisać na nie Basię… Moja córka zachwycona – wszak flamenco to hobby jej matki… Długo nie trzeba było czekać – zbyt wiele elementów wspólnych doprowadziło do jeszcze mocniejszego utożsamienia się Zuzi z Basią do tego stopnia, że zmuszona jestem zapisać córkę na zajęcia baletowe (A obiecywałam sobie kiedyś, że moja córka na balet nie będzie chodziła. I jak ja teraz wyglądam?).

Ale ad rem. Basia i jej mama odkrywają w sobie taneczne talenty. Obie ćwiczą w każdej wolnej chwili by w scenie finałowej, w ramach prezentu urodzinowego dla taty Basi dać domowy występ. Opis (oraz obraz) Baśki wykonującej improwizowany balet „medyczny” (akcesoria pożyczone od taty: szpitalne ochraniacze na buty, kitel lekarski oraz stetoskop) pozostaje na długo w pamięci… A jak pięknie Basia (nieco pulchniejsza niż inne dziewczynki) wygląda w kostiumie baletowym, jak cudnie radośnie galopuje dookoła sali pełnej luster (jak zwykle odsyłam do wielce sugestywnych ilustracji M. Oklejak)…

Jeśli nie straszna Wam wizja własnych córek primabalerin, to gorąco polecam.

Tytuł: „Basia i taniec”
Tekst: Zofia Stanecka
Ilustracje: Marianna Oklejak
Wydawnictwo: LektorKlett, Poznań 2010 (*obecnie Basia wydawna jest przez wyd.  Egmont)
Cena: 14 PLN

Tekst pierwotnie ukazał się na blogu Wielokropek.com.pl

Zofia Stanecka / Marianna Oklejak - "Basia i plac zabaw”, „Basia i słodycze” oraz seria o Franku...

Klęska urodzaju! Niedawno wyszły 2 nowe części przygód naszej ulubionej pięciolatki: „Basia i plac zabaw” oraz „Basia i słodycze” a także zupełnie nowa seria o małym Franku. Na razie czteroczęściowa.

Nowe części serii podstawowej jak zwykle dostarczyły nam mnóstwo radości. Są zabawne, mocno osadzone w doskonale znanych każdemu rodzicowi realiach (konflikty na placu zabaw, kłótnie między rodzeństwem, kult żelków, etc.), a jednocześnie przemycają nie tylko jasno sformułowane przesłania dydaktyczne (choćby oczywista prawda, że nadmiar słodyczy szkodzi), ale

przede wszystkim promują fajne postawy życiowe. Czy to w zakresie dzielenia ról w rodzinie i samego modelu rodzicielstwa (tata dostaje trójkę dzieci na cały dzień, by mama mogła spokojnie popracować, mama szczerze przyznaje się córce do złamania zasady, którą sama wcześniej ustaliła), czy to w zakresie rozwiązywania konfliktów (spokojna rozmowa i szacunek zamiast opresyjnych metod wychowawczych), czy choćby w dziedzinie „mody” (tata nosi Franka w chuście). „Czym skorupka za młodu nasiąknie…” – ja to kupuję całkowicie.

Przeznaczone specjalnie dla maluchów, wydane w małym formacie, na grubym kartonie książeczki z serii „Basia, Franek i…” mają naszych ulubionych bohaterów, bardzo prosty tekst i proste rysunki. Żywe kolory skutecznie przyciągną uwagę małych czytelników. Cztery książeczki w sam raz na poziom 2-latka traktują o tak istotnych elementach życia małego człowieczka, jak trudna sztuka korzystania z nocnika, fascynujący świat kolorów, jeszcze bardziej fascynujący świat zwierząt oraz wrodzona niechęć do pójścia spać.

Tytuł: (1) „Basia i słodycze”, „Basia i plac zabaw”; (2) „Basia, Franek i zasypianie”, „Basia, Franek i kolory”, „Basia, Franek i nocnik”, „Basia, Franek i zwierzaki”
Autor: Zofia Stanecka
Ilustracje:
Marianna Oklejak
Wydawnictwo: Egmont (Literacki Egmont), Warszawa, 2012
Cena: (1) Około 14,99 PLN; (2) około 9,99 PLN

Tekst został pierwotnie opublikowany na blogu Wielokropek.com.pl

Zofia Stanecka / Marianna Oklejak - Basia (seria)


Moja córka uwielbia Basię. Na Jej półce z książkami stoją wszystkie części serii i co parę dni trzeba Jej czytać którąś z nich. Ja uwielbiam Basię chyba jeszcze bardziej… Seria o Basi, autorstwa Zofii Staneckiej i Marianny Oklejak, jest jedną z najbardziej poczytnych pozycji polskiej literatury dziecięcej ostatnich lat.


Co przesądziło o sukcesie serii?  Jest przecież na rynku wiele książeczek, których bohaterkami są małe dziewczynki ze swoimi  mniejszymi  bądź większymi rozterkami. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.  Sprawnie zorganizowana promocja, dostępność książki zarówno w tych największych, jak i mniejszych księgarniach, stosunkowo niska cena przy jednoczesnym wysokim poziomie edytorskim książki z pewnością pomogły osiągnąć tak dobre wyniki sprzedaży. Lekki, niewymuszony styl oraz świetne ilustracje to oczywiście niezbędne składniki każdej dobrej książki dla dzieci – nie inaczej jest też w tym przypadku. Jednak wydaje mi się, że tajemnica sukcesu serii tkwi w nietuzinkowej ( w porównaniu do bohaterek innych książeczek) osobowości jego bohaterki.
Postać Basi jest zbudowana tak sugestywnie i prowadzona konsekwentnie przez kolejne części serii, że niemal żyje własnym życiem. Basia nie jest po prostu polską wersją ”Kamilki” czy „Martynki” ale jedyną, niepowtarzalną bohaterką lokalną. Niby treść książek o Basi jest uniwersalna – ich fabuła mogłaby być osadzona gdziekolwiek w Europie, to jednak czytając „Basię” nie sposób powstrzymać wrażenia, że to nasza swojska dziewuszka.
To, co mi najbardziej w Basi odpowiada, to Jej zwyczajność – jest przesympatyczną, inteligentną, ciekawską dziewczynką. Często coś psoci. Daleko jej do słodkich ślicznych dziewczynek w różowych sukieneczkach (i dzięki Bogu!!!). W ujęciu Marianny Oklejak nasza Basia jest nawet nieco pulpetowata i przeważnie ubrana w bluzkę w paski. Te pasiaste bluzeczki wiele o naszej bohaterce mówią. Basia to typ niepokorny – bałagani jak nikt („Basia i bałagan”), tapla sie w błocie (jakby tego było mało – namawia do tego koleżankę!! – „Basia i przedszkole”), naciąga mamę na słodycze i zabawki („Basia i pieniądze”) –jednym słowem nie jest jedynie książkowym modelem dziecka – Ona dokazuje jak typowe, prawdziwe, nieidealne dziecko.
Pomimo sprzyjających okoliczności Autorka na szczęście nie poszła na łatwiznę i nie moralizuje na siłę. Typowy schemat tego typu serii dla dzieci wymaga, by w jasny dla małego czytelnika sposób wytłumaczyć bohaterowi książki  (a tak naprawdę to jej czytelnikowi) istotę jego problemu i pomóc mu się z nim uporać. Np. pokazać, że zachowanie bohatera było niewłaściwe. Niektóre serie w zasadzie ograniczają sie do warstwy moralizatorskiej – czytając ich części można odnieść wrażenie, że zostały napisane tylko po to, by pokazać pewien problem (np. narodziny rodzeństwa, choroba, wizyta u dentysty). Seria o Basi napisana jest bardziej dla przyjemności obcowania z samą bohaterką. Owszem, motyw dziecięcego problemu  jest, naturalnie, cały czas obecny  ale nie przytłaczający. I to jest rzecz nie do przecenienia…
Jak każda seria dla dzieci, ta miewa lepsze i nieco słabsze części, jednak ma w sobie coś silnie uzależniającego. Nie tylko czekamy z utęsknieniem na kolejne części – razem z Zuzią bawimy się nawet w wymyślanie, jakie mogłyby być kolejne tytuły (z bardziej oryginalnych – „Basia i ‘wielka sieć meblowa na literę I…’” – z przyczyn oczywistych nazwy własnej podać nie mogę). Powyższy przykład świadczy chyba o tym, że Basia zaczęła żyć własnym życiem…
Seria: „Basia”
Tekst: Zofia Stanecka
Ilustracje: Marianna Oklejak
Wydawnictwo: Egmont


Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Wielokropek.com.pl

A.A. Milne / Eryk Lipiński - Śniadanie króla


Za oknem było ostatnio bardzo nieciekawie – ciemno, chłodno, mokro i wietrzyście. W taką pogodę trudno się obejść bez jakiegoś wspomagacza. Proszę o coś lekkiego, ale wyrazistego. Coś z charakterem, ale bez zadęcia. Już wiem. Poproszę o moje ukochane danie z dzieciństwa – „śniadanie króla” . Cudownie absurdalną historyjkę autorstwa Alexandra A. Milne’a, nie mniej dowcipnymi rysunkami opatrzył mistrz Eryk Lipiński, a na język nasz ojczysty przełożył pięknie nasz ulubiony Antoni Marianowicz. 


Kiedy byłam mała, moja siostra czytywała mi „Śniadanie króla” w wydaniu z oryginalnymi angielskimi ilustracjami E.H. Sheparda. Wydania z rysunkami Eryka Lipińskiego w ogóle wcześniej na oczy nie widziałam.  Tę lekcję dziś odrabiam z ogromną przyjemnością, ciesząc się wznowieniem wierszyka przez wydawnictwo Dwie Siostry, w ramach ich nieocenionej serii „Mistrzowie Ilustracji”.

Nie będę udawać – to nie są ŁADNE obrazki. Są zadziorne, pełne charakteru i dowcipu, ale nie ŁADNE [jestem pewna, że wiecie, o jakiej estetyce piszę, kiedy piszę słowo „ładne” wersalikami:))]. Żadnych zabaw w półcienie, gradację kolorów czy inne niuanse graficzne. Kolory są tu zdecydowane, kreska mocna. Nie ma zmiłuj.

Jak zwykle w przypadku krótkiej książki, nie mogło się u nas skończyć na jednorazowymczytaniu. Dziecię nr 1 tak łatwo nie odpuszcza. Czytałyśmy pięć razy, aż zachciało nam się kanapek z dżemem. Z marmoladą, marmoladą, marmoladą oraz dżemem 
Palce lizać!


Tytuł: „Śniadanie króla”
Autor: A.A. Milne
Ilustracje: Eryk Lipiński
Tłumaczenie: Antoni Marianowicz
Wydawnictwo: Dwie Siostry, Warszawa, 2012 (seria „Mistrzowie Ilustracji”)

Dziekujemy Wydawnictwu Dwie Siostry za egzemplarz książki

Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Wielokropek.com.pl